piątek, 9 sierpnia 2013

Intruz- Stephenie Meyer

Tytuł: Intruz
Autor: Stephenie Meyer
Oryginalny tytuł: The Host
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Rok wydania: 2008
Ilość stron: 560

 Jeszcze jakiś czas temu byłam negatywnie nastawiona do twórczości Stephenie Meyer, a to za sprawą jej światowego bestsellera pt. ,,Zmierzch'', który zapoczątkował wielką falę wampirzych młodzieżówek, których prawdę mówiąc nie trawię. Postanowiłam jednak dać pani Meyer jeszcze jedną szansę i wybrałam się do kina na ekranizację ,,Intruza'' (jednak nie ufałam jej na tyle, aby spędzić czas przy 560 stronicowej powieści). Film nie zachwycił, ale ogólna fabuła przykuła moją uwagę i postanowiłam przeczytać książkę. Z jakim efektem? To za chwilę.
 Świat został opanowany przez niewidzialnego wroga. Najeźdźcy przejęli ludzkie ciała oraz umysły i wiodą w nich normalne życie. Jedną z ostatnich niezasiedlonych, wolnych istot ludzkich jest Melanie. Wpada jednak w ręce wroga, a w jej ciele zostaje umieszczona dusza o imieniu Wagabunda. Intruz bada myśli poprzedniej właścicielki ciała w poszukiwaniu śladów prowadzących do reszty rebeliantów...

Wyobraźcie sobie świat idealny. Idealną Ziemię. Czystą i technologiczną zarazem. Idealnych mieszkańców. Nie ludzi mordujących, kradnących, kłamiących. Tylko czyste istoty żyjące w oparciu o zasady; nie zabijam, nie kłamię, nie kradnę. Dbające o planetę. Bez wyniszczających chorób. Tak właśnie wygląda świat w ,,Intruzie''.

Po autorce nie spodziewałam się niczego wybitnego i (o dziwo!) książka naprawdę mi się podobała. Nie była to bowiem banalna historia, lecz nieźle wymyślona fabuła s-fiction. Narratorką powieści jest Wagabunda, która jest naprawdę interesującą postacią. Nie jest typową duszą, przeżywa ona bowiem dylematy, których nie przeżywają inne dusze, myśli o rzeczach, o których nie myślą inne dusze, postępuje inaczej niż inne dusze. Jest ona chodzącym sprzeciwem, nie zgadza się na ogóle zasady świata, w którym zamieszkała.  Mniej interesującą postacią jest Melanie, dotychczas właścicielka ciała, która próbuje zmanipulować Wandą, aby wyjść na swoim. Rozumiemy ją jednak, gdyż nagle wrogowie odebrali jej wolność, rodzinę, chłopaka oraz świat, który dotychczas znała. Podobały mi się właśnie relacje Wandy i Melanie, ich sposób porozumiewania oraz to, jak się zmieniały. Opisy uczuć grały tutaj bardzo ważną rolę, i było ich bardzo dużo, ale co najważniejsze- były naprawdę potrzebne. W tej kwestii Stephenie Meyer pokazała na co ją stać i już nie raz słyszałam, jak czytelnicy nazywali ją ,,królową uczuć''. Zasłużenie.
Oczywiście, wątek romantyczny musi być, gdyż co tom za książka bez wątku miłosnego? Nie jest on jednak tak banalny jak np. w Sadze ,,Zmierzch'', tylko bardziej skomplikowany, ale nie będę zdradzała szczegółów. Mimo, iż powieść ma ponad 500 stron czułam, że wszystko co jest tam zawarte jest potrzebne i niczego bym nie wycinała.

Książka ma jednak też swoje minusy, gdyż trudno jest przebrnąć przez początek. Nie dzieje się tam nic szczególnego i dopiero po jakiś 50 stronach akcja nabiera tempa, potem nieznacznie zwalnia i znów pędzi. Denerwowała mnie też monotonia na końcu, kto już przeczytał tę pozycje, na pewno będzie wiedział o co mi chodzi. Jednak jest więcej plusów i minusów i warto po lekturze tej pozycji usiąść i się zastanowić. Będziecie wiedzieć nad czym. 

Ocena : 7/10
          
                                                                                                               Nivis

7 komentarzy:

  1. Hm... ja jakoś szczególnie nie odczuwałam monotonii :) Jedna z moich ulubionych książek, i bardzo się zdziwiłam, jak piękny świat wykreowała autorka "Zmierzchu"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z tobą, bardzo lubię "Intruza", który na przeciwko "Zmierzchu" jest wręcz arcydziełem Meyer.
      Zapraszam do mnie :)
      http://zaczytana-iadala.blogspot.com/

      Usuń
  2. Mam w planach tę książkę, ale dopiero jak przeczytam "Zmierzch", bo znam jedynie pierwszy tom. Życzę powodzenia w blogowaniu!

    OdpowiedzUsuń
  3. Miałam jedno podejście do "Intruza" i nie przebrnęłam przez początek. Ten gatunek chyba po prostu do mnie nie trafia ale może kiedyś podejmę jeszcze jedną próbę przeczytania tej książki.
    Powodzenia w prowadzeniu bloga :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, tak jak napisałam, początek jest nudny i trudno przez niego przebrnąć. Jednak naprawdę warto przeczytać książkę do końca, bo jest oryginalna i (po 70 stronach) ciekawa.
      Bardzo dziękujemy :>
      Nivis i Kasumi

      Usuń
  4. przeczytałam ją i od samego początku mnie wciągnęła:)
    i bardziej podobała mi ta książka niż zmierzch:)

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękujemy za komentarze ! :)